Wyrażam zdanie na temat wyrazów.
Urszula Wiśniewska - teksty autorskie

12 stycznia 2014

Czy w kinie potrzebna jest dosłowność?

Ostatnio byłam dwa razy w kinie. Dla większości ludzi to pewnie nic specjalnego, ale ja kina nie lubię. Wolę filmy oglądać w domu. Nie trzeba 20 minut oglądać reklam, można zatrzymać, cofnąć jak się coś przegapiło, popcorn można taniej i zdrowiej uprażyć. Ale mąż lubi. I kino i reklamy. Także byliśmy ostatnio na filmie Hobbit - pustkowie Smauga i na Wilku z Wall street.  Trochę o jednym, trochę o drugim a na koniec postaram się wysnuć jakieś wnioski.



Hobbit czyli tam i z powrotem, dzieło Tolkiena. Czytałam kilkanaście lat temu, miałam wrócić do tej lektury przed wypuszczeniem na ekrany filmu, ale się nie złożyło. Pierwsza część, którą widzieliśmy parę miesięcy temu, podobała mi się. Łagodna opowieść, nie pamiętałam na tyle, by dostrzec pewne przekłamania, które Peter Jackson (reżyser) dodał dla filmowego smaczku. Pieśń krasnoludów podbiła moje serce, Bilbo też mi się spodobał. Wnętrza jak zawsze zachwycające. Aż nie chce się wierzyć, że w studio filmowym były po dwie wersje każdego z pomieszczeń - wyższe i niższe, by niektóre chociaż sceny kręcić bez greenboxa. No, ale w drugiej części, już była rażąca rzecz. Jedna z głównych bohaterek tej części filmu - kompletnie zmyślona. Faktem jest, gdyby nie ona, w filmie nie byłoby prawie żadnej kobiecej roli, a to zdecydowanie szkodzi namnażaniu pieniędzy. A tak, elfka zakochała się w krasnoludzie, krasnolud w elfce, i mamy nić która snuje się przez cały film dodając romantyzmu tej mrocznej opowieści. Czemu mrocznej? Bo obserwujemy jak odradza się zło. I tu pierwsza moja refleksja o dosłowności. Obrzydliwi orkowie, tacy byli w książce, ale osoby bardziej wrażliwe mogły sobie wyobraźnią działać tak, by nie odrzucało ich od czytania. Filmowy Sauron, którego imię znaczy tyle co ohydny - no nie da się ukryć, że doskonale odzwierciedlił swoje imię - jest ohydny i przerażający. Zapewne tai ma być, ale o ile książkę w której ta postać występuje dałabym przeczytać 10-12 letniemu dziecku, to już filmu oglądać bym nie pozwoliła. Jest zbyt okrutny. Złe postaci zioną nienawiścią. Kolejna refleksja, która przyszła do mnie po obejrzeniu drugiej części Hobbita jest taka, że gdy ogląda ten film człowiek dorosły, ukształtowany to poradzi sobie i z tak dosłownym przedstawieniem zła. Jednak gdy idzie na ten film grupa gimnazjalistów, którzy przypuśćmy znudzeni są nauką o dobru i złu, mogą stwierdzić, że hobbici są nudni, krasnoludy mało atrakcyjne, elfy za czyste i najbardziej interesujące dla nich postaci to będą właśnie orkowie, Sauron i reszta złych. I tu tkwi niebezpieczeństwo. Trzeba być czujnym, by nie dać za bardzo zachwycić się dzieciom tymi złymi postaciami. Które mówią że zawsze wygrywają, że czują przyjemność z zabijania, że nie mogą doczekać się krwi. Ten film kładzie wielką odpowiedzialność, na rodzicach i wychowawcach, bo nie do końca omówione, treści, które w książce opatrzone są opisami - ten był zły, sam nazwał się królem, sprzeciwił się dobry, omamiła go wizja bogactwa, w filmie podane są saute, bez żadnych dopowiedzeń. I o ile człowiek doświadczony może sobie to wszystko wytłumaczyć, to pokolenie dzieciaków, być może nigdy po książkę nie sięgnie i z niej się nie dowie, że ten machający maczugą potwór nie jest wcale takim superbohaterem. O filmach tak dosłownych należy z dziećmi rozmawiać.

Drugi film na jakim w przeciągu ostatniego miesiąca byliśmy to Wilk z Wall Street. Przyznam się bez bicia. Nie czytałam przed decyzją o kupieniu biletów żadnych recenzji, nie widziałam zwiastunów. Skusił mnie Leonardo di Caprio, którego uważam za niezwykle zdolnego aktora, lepszego z filmu na film. Godzinę przed wyjściem rozmawiałam przez telefon i mój rozmówca na wieść o tym gdzie się wybieram zdziwił się, że oto ja, głosząca takie a nie inne poglądy, uznająca się za wierzącą nagle postanowiłam iść do kina na trzygodzinny obraz poświęcony rozpuście, hedonizmowi, używkom, rozwiązłości, kłamstwu i upadkowi. Dodam może, że ten rozmówca, nie mógłby zostać nazwany strażnikiem moralności ani praktykującym katolikiem.
Obejrzałam zwiastun i od razu chciałam zmienić plany. Szukałam wymówki, próbowałam namówić męża by zabrał jakiegoś kolegę, jednak nikt nie mógł, w zasadzie na szczęście. Wzięłam to na siebie, nie zrzuciłam na nikogo innego pójścia na film tak dosłowny, że aż niesmaczny.
Cała historia opisuje losy Jordana Belforta, maklera, który marząc o wielkiej karierze, trafił na Wall Street na moment i szybko stracił pracę, razem z całą firmą brokerską, która splajtowała. Szukając nowej drogi, jednak pozostając w zawodzie, znalazł miejsce wyglądające jak sypiąca się nora, z kilkoma na pierwszy rzut oka brudnymi i leniwymi brokerami, którzy usiłowali wciskać ludziom przez telefon tak zwane groszowe akcje, mamiąc ich wizją wielkiego i szybkiego wzbogacenia się. Ponieważ szkolił się na samej górze, już pierwszego dnia sprzedawał te śmieciowe akcje w kosmicznych ilościach, przekonując klientów, że następnego dnia obudzą się obsypani złotem. Sam miał z tego taką prowizję, że jeździł drogimi samochodami, ubierał się w najlepsze garnitury i budził podziw u innych. W końcu założył własną firmę brokerską, zaczął zarabiać jeszcze większe pieniądze, zatrudniał setki ludzi, którym wmawiał tak jak i jemu wcześniej wmówiono, że aby być skuteczny w tym co robi, musi być zrelaksowany. A odpowiedni poziom zrelaksowania ma mu zapewnić regularna masturbacja, wciąganie koksu, dużo prostytutek i alkoholu. Jasne można powiedzieć że w każdym filmie w dzisiejszym świecie musi być seks, bo inaczej się nie sprzeda, muszą być używki, musi być kasa, to się teraz ogląda. Ale ja od pierwszych minut miałam ochotę wyjść. Czekałam licząc na przemianę głównego bohatera. Albo któregokolwiek bohatera. Ale nikt się nie zmienia. Oparta na faktach fabuła wprowadza nas w najintymniejsze sfery życia bohaterów. Kiedyś wystarczyło że para aktorów leży pod kołdrą obok siebie i szybko oddycha i nie trzeba było dosłownie pokazywać, by było wiadomo co przed chwilą robili. Scorsese jednak stwierdza, że koniecznie musi nam pokazać niemalże fizjologicznie, jak spółkuje para homo sapiens. Być może miała być to pouczająca historia ludzkiego dramatu. Jednak wyszedł film niemalże pornograficzny, jakaś tragikomedia, gdzie widownia rży widząc naćpanego, wpatrzonego w dziewczynę o wyglądzie modelki, masturbującego się bohatera, okładanego torebką przez żonę, zawstydzoną i publicznie upokorzoną zachowaniem męża. I znów czy nie dało się, jeśli już ta scena była tak potrzebna, pokazać tego w taki sposób, by miliony widzów nie musiały oglądać penisa sterczącego ze spodni? Czy sceny rozluźniających się z prostytutkami maklerów w biurze, na biurku są niezbędne dla opowiedzenia, jak rozwiązłe życie prowadzono w firmie pana Belforta?
Pod koniec filmu dziesięciominutowa dłużyzna, jak bohater, grany przez di Caprio próbuje doczołgać się do samochodu po zażyciu dużej dawki przeterminowanych psychotropów. Sytuacja tragiczna, mi chciało się płakać, myślałam o tym, że ludzie na własne życzenie biorą substancje psychoaktywne i doprowadzają się do takiego stanu. A co słyszałam z widowni? Nieopanowany śmiech. To takie śmieszne że spadł ze schodów i ślini się jak ząbkujące niemowlę.
I znów odpowiedzialność - tytułowy Wilk ścigany jest przez FBI, ponieważ wciskanie ludziom kitu i wzbogacanie się na tym musiało zainteresować władze. Jednak koniec końców, kara którą ponosi jest przedstawiona jako śmiesznie mała. Wniosek - hulaj dusza, kara jest tak mała, że opłaca się dla tych pięknych kobiet, wspaniałych snów po narkotykach i pieniędzy, za które można kupować jachty, samochody, zegarki, gadżety. Choćby nawet tylko przez kilka lat. Tak mogą pomyśleć dzieciaki, lub dziecinnie myślący dorośli. Myślę, że o tym filmie trzeba rozmawiać, by móc wyciągnąć głębsze wnioski.

Kolejny film jaki wchodzi do kin to Nimfomanka. Podobno porusza ważne społecznie problemy. Obejrzałam zwiastun. Nikt mnie nie zmusi, żebym zapłaciła choćby złotówkę za obejrzenie tego filmu. I wątpię bym nawet za darmo zdecydowała się go obejrzeć.

Dosłowność w kinie mnie razi. Nie dlatego, że jestem pruderyjna. Dlatego że próbuję dbać o swoją psychikę. Dosłowne obrazy wżynają się w umysł, wracają w najmniej odpowiednich momentach. Potrafią dręczyć. Osoby nieukształtowane mogą zostać przez taką dosłowność na zawsze zranione. Mogą szukać w przyszłości takich właśnie rozwiązań jakie widziały na ekranie. I choć film oznaczony jest jako dozwolony od lat 18, ja mając lat 25, będąc osobą dorosłą, czuję że wciąż nie jestem na tyle dojrzała, by nie odczuwać w przyszłości skutków obejrzenia filmów takich jak np Wilk z Wall Street.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz