Wyrażam zdanie na temat wyrazów.
Urszula Wiśniewska - teksty autorskie

11 października 2017

Wyznanie

Wymyśliłam sobie niełatwe zadanie. Otóż spróbuję przedstawić tu historię, która wydarzyła się w ostatnim roku i zmieniła bardzo wiele w moim patrzeniu na świat. Historię bardzo dla mnie trudną, która trochę zamknęła mnie na wiele miesięcy, ponieważ bardzo obawiałam się reakcji otoczenia, na to co się stało. Ponieważ stało się dużo, na początek będzie wyznanie, a potem będę wracać do tej opowieści i mam nadzieję napiszę kilka tekstów, dotyczących bardziej szczegółowo niektórych poruszanych poniżej wątków.

No to zaczynamy. 
Na początek kilka faktów. 
Jestem mamą trójki dzieci, samozwańczą obrończynią karmienia piersią. 
Uwielbiam karmienie piersią i kocham wszystkie moje dzieci.
Moje ciało podarowało łącznie 1277100 ml mleka. 1277,1 litra. 
Myślałam, że nigdy nie podam dziecku butelki, ani tym bardziej sztucznego mleka w tej butelce.
Myślałam, że przy mojej wiedzy nie straszne mi są braki w wykształcenia personelu medycznego w kwestii żywienia niemowląt. 
Karmię najmłodszego syna wyłącznie butelką od 3 miesiąca jego życia. 
Siedem miesięcy. W tym czasie prawie dwa miesiące odciągałam swoje mleko, na kilka porcji dziennie. Jednak tak zwane kpi czyli karmienie piersią inaczej przerosło moje możliwości i w którymś momencie poddałam się i oddałam wypożyczony laktator. I musiałam zmierzyć się z rzeczywistością i własnym spojrzeniem na świat. 
Tak oto, ja, laktaterrorystka jak o sobie z dumą myślałam, stałam się matką karmiącą mlekiem modyfikowanym, z butelki. 

Jak to się stało? Przede wszystkim czułam, że to ja zawiodłam. Bardzo długo. Wiele nocy przepłakałam, z każdą miarką modyfikowanego mleka wsypywanego do butelki, wsypywałam poczucie winy, że mogłam poświęcić więcej czasu na laktator; że mogłam wezwać więcej doradczyń laktacyjnych; że mogłam lepiej, więcej, dłużej, skuteczniej; że mogłam nie dopuścić do tej sytuacji, gdybym miała większą wiedzę. Bo czułam, że o jednej rzeczy nie wiedziałam. Czytałam o tym nie raz, ale prawdopodobnie uznawałam, że mój instynkt i doświadczenie wystarczą więc, nie skupiałam uwagi na tych strasznie ważnych kilku punktach, które mogłam zapamiętać. I może nie doszłoby do mojej klęski jako karmiącej matki. Wskaźniki. Skutecznego. Karmienia. Piersią. Kliknijcie jeśli chcecie przeczytać. Być może w przyszłości przygotuję własny wpis na ten temat, ale w wielu miejscach zostało to już bardzo ładnie przedstawione. Czytajcie, zapamiętujcie. Żeby umieć mądrze wesprzeć, gdyby ktoś zwrócił się do was z tego typu problemem. 

Ja zwracałam się - do położnych i neonatologów w szpitalu w którym rodziłam, do położnej środowiskowej, która odwiedzała mnie po porodzie, do pediatry w przychodni. Każdy próbował mnie uspokajać, każdy słyszał, że wykarmiłam dwoje starszych dzieci, bez żadnych kłopotów mówił - pani wszystko wie. Wiedziałam wszystko. Poza tym, że pewne sytuacje, pewne maleńkie zaburzenia po stronie dziecka, mogą sprawić, że nie będzie ono w stanie wyssać mleka, mimo że miałam go dla niego w wystarczającej ilości. Że mając prawidłową budowę buzi, może mieć mimo to problem ze ssaniem.  I w końcu, że może wylądować z fatalnymi wynikami krwi w szpitalu. Głodny, choć zaopiekowany, kochany, przytulany, przystawiany do piersi i pod nieustanną opieką. A na oddziale może trafić na lekarzy, świetnych specjalistów, ratujących życie wcześniakom. Ale nie mogących przyznać, że kompletnie nie znają mechanizmu powstawania mleka. Lekarzy powtarzających ludowe mądrości,  na przykład, że z takich piersi to pani nie wykarmi,  bo przecież są puste. Lekarzy nie wiedzących, że butelka ze smoczkiem nie jest jedyną drogą podania dzieciom pokarmu zastępującego mleko matki. Lekarzy utrzymujących, że nie ma szans by podanie butelki zaburzyło odruch ssania. Trafić do szpitala gdzie jak niemal wszędzie, doradca laktacyjny jest zatrudniony ale jest po parę godzin od poniedziałku do piątku. Jeśli potrzebujesz wsparcia laktacyjnego w innym dniu tygodnia lub o innej porze - niestety. Ta sytuacja w szpitalu to trochę takie damy to co mamy, ale mamy tylko nasze poglądy na temat karmienia piersią, a nie potwierdzoną badaniami wiedzę. 

Mleko oczywiście miałam, bo przystawiałam syna do piersi, a po każdym przystawieniu odciągałam pełne butelki. W końcu piersi to nie magazyn, a fabryka. Odpowiednio stymulowane po prostu wyprodukują z krwi matki potrzebną ilość mleka. Budową buzi dziecko nie wzbudzało zastrzeżeń, choć każde karmienie sprawiało mi od pierwszego dnia jego życia ból, inny niż przy starszych dzieciach, kiedy to brodawki przyzwyczajały się w początkowych dniach do ciągłego bycia w użyciu. 
Od dnia w którym po raz pierwszy podałam butelkę, nie poczułam już ani razu, aby mój mały chłopczyk skutecznie przyssał się do piersi. Było to dla niego za trudne, bo jak się okazało pół roku później, miał zaburzone napięcie mięśni w okolicach przełyku. Te mięśnie odpowiadają za prawidłowe wytworzenie podciśnienia w czasie ssania, tak by umożliwić wypływ mleka. I jak powiedziała fizjoterapeutka, gdyby wtedy to ktoś zauważył i zalecił konsultację fizjoterapeutyczną, zamiast podać butelkę można było spróbować szybkiej rehabilitacji i być może udałoby się odratować nasze karmienie.

Tak się jednak nie stało. Syn dostał butelkę, jadł mleko zastępcze ze smakiem, zaczął wracać do zdrowia, do formy, rozwijał się niemalże książkowo. Nie wrócił tylko do piersi. 

Dzięki tej historii zaczęłam inaczej patrzeć na wiele mam, które codziennie mijałam w parkach czy na placach zabaw. Na wielu niewyspanych rodziców, których noce nie wyglądają tak, jak wyglądały nasze rodzinne noce przy starszych dzieciach. Którzy wychodząc z domu muszą pamiętać o tylu rzeczach, o których karmiąc piersią nie ma potrzeby w ogóle myśleć. Którzy każde wyjście muszą planować i myśleć do przodu kiedy dziecko będzie potrzebowało zjeść i czy będzie tam dostęp do gorącej wody, czy trzeba zabrać ją ze sobą w termosie. To czego przede wszystkim nauczyło mnie doświadczenie karmienia butelką, to chyba więcej wyrozumiałości, kiedy widzę butelkową mamę. Do tej pory wydawało mi się, że jak ktoś karmi butelką to jest albo wielkim egoistą albo zwyczajnie brak mu wiedzy o korzyściach karmienia naturalnego. 
Dziś wiem, że moje sądy mogły być bardzo krzywdzące, nawet te, które pozostawały niewypowiedziane. Za wieloma karmiącymi butelką mamami, stoją historie, ich nie zawsze łatwych decyzji. Czasem wynikające z ich zmęczenia, a czasem z braku wystarczającej wiedzy osób, do których zwracały się po pomoc, czasem z tego, że nie wiedziały do kogo się po tę pomoc zwrócić. Kiedyś podobnie jak samą siebie, biczowałam w głowie takie osoby, wydając wyroki, że zwyczajnie zawiodły. Jednak pewnego dnia, krótko po tym, jak zupełnie przestałam podawać synkowi mleko z piersi, usłyszałam od mądrej osoby słowa, które podarowały mi masę wsparcia: Przestań się biczować. Przecież to właśnie na  takie sytuacje jak wasza jest stworzone mleko modyfikowane. Podałaś je nie dlatego, że nie kochasz swojego dziecka i chcesz je otruć. Dałaś je tylko dlatego, że dowiedziałaś się, że możesz tak je uratować - miało złe wyniki, które poprawiły się gdy zaczął jeść. W tamtym momencie, z tamtym poziomem wiedzy o problemie, to było najlepsze wyjście. Kochasz swoje dziecko i jesteś dla niego najlepszą mamą. Jeśli to czytasz i przypominasz sobie, że to mówiłaś, jeszcze raz dziękuję. 

Wiele poruszonych tu wątków w przyszłości na pewno rozwinę. Wiele z nich zasługuje na osobne teksty. Co do mnie, nie chcę się nadmiernie usprawiedliwiać, że karmię tak a nie inaczej. Nie chcę też skupiać się na wyłącznym szukaniu winnych takiej sytuacji. Od dawna chcę też wrócić do pisania, jednak zatrzymywała mnie myśl, że nie chcę przemilczeć mojej historii. Nie chcę też przejść nad nią bez żadnej refleksji. Pierwszy krok mam już za sobą. Napisałam to. Jestem mamą trójki dzieci. Najmłodszego syna nie karmię piersią. Kocham wszystkie moje dzieci równie mocno. 

2 komentarze:

  1. A nie przyszło ci nigdy do głowy że zdarzają się sytuacje gdy matka ma bardzo mało pokarmu i nie jest w stanie wyżywić potomka albo ma normalną ilość ale słabej jakości mleka?! Albo po prostu tego mleka nie ma. Czy lepiej zagłodzić dziecko w ramach "bycia dobrą matką która karmi tylko piersią"? Czy może lepiej dodać do diety mleko butelkowe.
    To co piszesz świadczy o tym, że nie masz podstawowej wiedzy biologicznej o fizjologii a tylko przemyślenia matki Polki.
    Ja rozumiem, że nie chcesz karmić butelką, twój wybór ale krytykowanie osób które tak robią uważam za głupotę. Nie znasz ich sytuacji a się wymądrzasz. Jak sama twierdzisz jako matka trójki dzieci powinnaś być mądrzejsza.

    OdpowiedzUsuń
  2. I jeszcze coś mi przyszło do głowy. A jeśli dziecko jest adoptowane i nie ma możliwości pobrania mleka od matki? Albo matka zmarła przy porodzie?
    Przemyśl to.
    A może po prostu karmią butelką z wygody.

    OdpowiedzUsuń